W kwietniu 2019 roku odbyłem podróż transatlantykiem do Nowego Jorku, śladami rejsu Titanica. Wypłynąłem z tego samego doku z Southampton, co Titanic 107 lat wcześniej, na pokładzie Queen Mary 2, by po tygodniu szczęśliwej podróży dotrzeć do portu przeznaczenia po drugiej stronie Atlantyku. Wspomnienia z rejsu opisałem wcześniej na blogu. Po roku od tych wiosennych chwil, wracam do nich wspomnieniami i podzielę się razem z Wami moimi wrażeniami z pobytu w Nowym Jorku.
Nie da się ukryć, że Nowy Jork niezwykle zmienił się od 1912 roku. Kiedy dopływa się do wybrzeży miasta, współcześnie statek przepływa pod słynnym mostem Verazzano, którego w czasach Titanica nie było. Most ten łączy dwie dzielnice Nowego Jorku – Staten Island oraz Brooklyn. Został oddany do użytku w latach sześćdziesiątych XX wieku. Dlaczego o nim wspominam? Bo przepłynięcie pod nim jest symbolicznym końcem współczesnej transatlantyckiej podróży, a Queen Mary 2 przepływa zaledwie kilka metrów pod nim! Choć robi to wielkie wrażenie na pasażerach, nie widziałem tego momentu, ponieważ chwila ta nastąpiła około godziny czwartej nad ranem, a ja wiedząc o planowanym intensywnym dniu, nie przerywałem swojego snu w kabinie.
Obudziłem się około godziny ósmej, kiedy zza okna dostrzegłem zabudowania portu. Zostało mi jeszcze kilka dobrych godzin do opuszczenia statku. Wychodząc na pokład spacerowy, rozejrzałem się i momentalnie mój wzrok utkwił na najbardziej znanym symbolu Nowego Jorku – Statui Wolności. To właśnie pod tym posągiem przepływały wszystkie transatlantyki, kończące podróż nieopodal w dokach na rzece Hudson.
Oczywiście, tamtędy przepływałby też Titanic. Być może czytelnicy Bloga pamiętają scenę z filmu Jamesa Camerona, gdy Carpathia, z rozbitkami na pokładzie, wpływa do Nowego Jorku. Główna bohaterka filmu, w deszczowej aurze, spogląda na Statuę, znak Nowego Świata.
Mimo, że posąg (bez podstawy) ma około 43 metry wysokości, nie robi spektakularnego wrażenia. Choć to moje własne zdanie, zauważyłem, że wiele osób je podziela. Tak zapamiętałem ten widok z pokładu Queen Mary 2:
Siostrzany statek Titanica, Olympic mijał Statuę wiele razy. Nieomalże identycznie scena ta wyglądałaby, gdyby Titanic nie zatonął.
W Nowym Jorku byłem przez tydzień, zwiedzając wiele rożnych miejsc. Z uwagi na charakter bloga i jego związek z Titanikiem, opiszę wyłącznie te lokalizacje, które są z nim związane.
Jednym z ciekawych miejsc, które odwiedziłem w wyżej wymienionym kontekście, były doki, nazywane Chelsea Piers. Tam niegdyś kończyły i rozpoczynały swoje transatlantyckie podróże różne statki pasażerskie. Niewątpliwie, najbardziej znane są przystanie o numerach 54 i 59, których część zabudowań istnieje do dzisiaj. Całość obiektu w najbardziej znanym kształcie wzniesiono na początku XX wieku.
Jak patrzymy na fasadę przystani od strony ulicy, trudno zrozumieć, jak dokowały przy niej statki. Zdjęcie z lotu ptaka wyjaśnia nam tą kwestię:
Nad łukami wejściowymi znajdują się numery. Przystań numer 54 należała do linii Cunard. To z niej w 1915 odpłynęła Lusitania w swój ostatni rejs, w trakcie którego została storpedowana przez niemiecką łódź podwodną. Z kolei, przystań numer 59 była przeznaczona do obsługi statków linii White Star. Dokował w niej wielokrotnie Olympic, miał w niej zadokować również Titanic. Niestety, wskutek katastrofy, do doku wpłynęła Carpathia, należąca do linii Cunard, by spuścić do wody jedynie puste łodzie ratunkowe, pozostałe po katastrofie Titanica. Tysiące osób patrzyły na te chwile w Nowym Jorku, gdy z pokładu Carpathii, już w doku 54, wysiadały setki uratowanych pasażerów.
Budynek nr 54 nie istnieje, został rozebrany w 1991 roku. W latach 80 planowano w tym miejscu zbudować drogę szybkiego ruchu i wskutek tego planu w 1991 roku rozebrano zabudowania (jak i części innych sąsiadujących).
W 2012 uznano, że pozostały pomost, który widać na powyższym zdjęciu, może się zawalić w każdej chwili, więc ostatecznie rozebrano go w 2015 roku. Obecnie jedynie drewniane pale w wodzie wyznaczają obrys dawnego pomostu – a tuż obok, na wodzie, powstaje nowoczesny park.
Być może trudno sobie wyobrazić wygląd przyszłego parku z tej perspektywy. Dla opisania idei projektanta, posłużę się wizualizacją:
Jedynym elementem z doku 54, który pozostał do dziś, to charakterystyczny łuk, będący dawnym wejściem do doku. Gdy uważnie się przyjrzymy, na konstrukcji łuku do dziś widoczne są napisy „Cunard White Star”, linii powstałej w 1934, po połączeniu się obu konkurencyjnych dawniej firm.
Inna, wspomniana wcześniej przystań, o numerze 59 – Dawny dok White Star Line, została jedynie częściowo rozebrana. W jego miejscu powstało małe pole golfowe. Cumują tutaj też niewielkie, prywatne jednostki. To właśnie tutaj spuszczono łodzie ratunkowe Titanica. Stojąc tam, miałem w oczach słynne zdjęcie wykonane w kwietniu 1912 roku.
Dziś miejsce to wygląda jak na zdjęciu poniżej. Co ciekawe, być może przypadek sprawił, że na jednym z masztów powiewała polska flaga! Była to dla mnie miła niespodzianka.
Obecny stan budynków Chelsea Piers jest niezbyt interesujący. Nie pełnią już swojej dawnej funkcji, część zabudowań rozebrano kompletnie, a współcześnie największy transatlantyk świata, Queen Mary, dokuje w innym miejscu – przy nowym terminalu na Brooklynie. Uważam jednak, że jeśli jest się miłośnikiem Titanica odwiedzającym Nowy Jork, to zobaczenie Chelsea Piers jest obowiązkowym punktem wycieczki.
Szkoda, że na przestrzeni ostatnich dekad nie próbowano podjąć wysiłków zachowania wspomnianych obiektów w całości. Moim zdaniem, byłoby to fenomenalne miejsce na muzeum poświęcone historii dawnych transatlantyków, w tym Titanica.
Innym miejscem poświęconym upamiętnieniu najsłynniejszego statku świata jest „Titanic Lighthouse”. To miejsce odwiedziłem w ciągu kilku godzin po zejściu ze statku. To rodzaj pomnika, który swoim kształtem przypomina latarnię morską. Oryginalnie, był to element budynku – zwieńczenie Seaman’s Church Institute w Nowym Jorku.
W 1976 roku umieszczono „latarnię” w obecnym miejscu, czyli na skwerze na Manhattanie. Znajduje się na niej tabliczka upamiętniająca ofiary Titanica.
Podobno idea powstania tego miejsca pamięci wpisywała się w zamysł Margaret Brown, słynnej pasażerki Titanica, która uważała, że Nowy Jork powinien mieć stosowny pomnik.
O innych miejscach związanych z historia, które odwiedziłem w trakcie podróży za ocean, opowiem w kolejnym wpisie na blogu.