Cz.3. Transatlantycki rejs na Queen Mary 2 – pierwszy zachód słońca, pierwsza kolacja i pierwszy jazz.

Wpis jest kolejną częścią opowiadania. Jeśli czytelnik nie zna poprzednich, zapraszam uprzednio do przeczytania części: pierwszej i drugiej


Mój pierwszy dzień na pokładzie Queen Mary 2, 14 kwietnia 2019, był niepełny. Na statek wszedłem po godzinie piętnastej. Dwie godziny później opuszczaliśmy Southampton. Będąc na nogach non stop od samego rana, po pożegnaniu portu, udałem się na spoczynek do kabiny.

Najbliższą planowaną aktywnością była kolacja. Na biurku w kabinie znajdowała się adnotacja, przy jakim stoliku będę siedział.

Należy zapamiętać swój numer i na wyznaczoną godzinę udać się do sali jadalnej, nazywanej Britannia Restaurant. Warto wspomnieć, że jest kilka miejsc na statku, w którym można spożyć posiłek, w tym samoobsługowe King’s Court, gdzie jest to możliwe o bardzo różnych porach. Nie mniej jednak, spożywanie „oficjalnych” posiłków jest najbardziej atrakcyjne.

Wieczorem, kiedy wstałem po popołudniowej drzemce, spojrzałem w okno na morze. W oddali przepływał statek handlowy, słońce powoli zaczynało zachodzić…

Przypomniało mi się wtedy, że w ten sam wieczór 107 lat wcześniej, 14 kwietnia 1912 roku, Titanic po raz ostatni widział zachód słońca, a jego pasażerowie zjedli swoją ostatnią kolację. Ja właśnie szykowałem się do swojej pierwszej.

Opuściłem swoją kabinę i skierowałem się do jadalni, pokonując długie korytarze. Miał być to mój pierwszy posiłek na statku. Tu i ówdzie, można było napotkać na informacje, jaki obecnie strój obowiązywał. W pierwszy wieczór miało być nieformalnie.

Kiedy przekroczyłem próg Restauracji Britannia, moim oczom ukazała się przepiękna stylowa sala, rozświetlona lampami w stylu Art Deco, niczym na pierwszej Queen Mary. Nad salą górował szklany świetlik na suficie, a uwagę przykuwała ogromna tkanina z fantazyjnym wizerunkiem statku pasażerskiego.

Przybywających pasażerów witał kierownik Sali, który zawiadywał porządkiem rozlokowania gości. Należało mu podać zapamiętany wcześniej numer stolika. Wówczas, ze szpaleru nienagannie ubranych kelnerów, którzy stali jak oddział wojska, po prawej stronie od wejścia, w białych marynarkach ze złotymi guzikami, pierwszy z rzędu – otrzymując informację o numerze stolika, prowadził pasażera w jego miejsce.

Pomijając elegancję tego prostego rozwiązania, było to bardzo wygodne. Nie szukało się swojego miejsca samodzielnie, nie znając układu sali, przy tysiącu innych pasażerów w tym samym czasie. Z gronem moich znajomych mieliśmy wspólny, sześcioosobowy stół, na pierwszym piętrze Sali. Oto on:

Kiedy zostałem doprowadzony do swojego miejsca, odruchowo chciałem usiąść samodzielnie, ale kelner w ułamku sekundy przysunął za mną krzesło i położył na nogach serwetę. I nagle, bezszmerowo, pojawił się inny kelner, który wypełnił kieliszek wodą lodową, następnie kolejny, który proponował pieczywo, kolejny, który podawał kartę menu a następnie zbierał zamówienia. Tak wyglądało menu z naszej pierwszej kolacji.

Z każdej sekcji menu wybiera się jedno danie, aczkolwiek można i więcej, jeśli ktoś ma większy apetyt. Obsługa wykonywała swoje zadania z niezwykłą wprawą, znikając i pojawiając się znienacka, a każdy kelner ma jedno zajęcie, którym się zajmuje. Bardzo usprawniało to obsługę pasażerów i jednocześnie świetnie wyglądało. Siedząc przy szklanej barierce, zerkałem chwilami w dół przestronnej sali jadalnej…

Kiedy oczekiwaliśmy na posiłek, moi współtowarzysze zapytali, jak spędziłem czas do tej pory. Powiedziałem, że kiedy wszedłem do kabiny, znalazłem gazetkę pokładową z grafikiem aktywności. Gazetka wygląda tak:

W tej, codziennie dostarczanej do kabiny broszurze, znajduje się cały grafik zajęć, w jakich można uczestniczyć w ciągu kolejnego dnia, od samego rana do późnego wieczora. I tu sprawdza się zasłyszana wcześniej teza, że na Queen Mary 2 nie można się nudzić, a w kabinie przebywa się głównie gdy się śpi, czy odpoczywa. Można chodzić na ciekawe wykłady z ekspertami z różnych dziedzin. Jest na statku galeria sztuki, w której odbywają się wernisaże i spotkania ze znawcami. Są koneserzy whisky, prowadzący degustacje. Są zajęcia z tańca, gimnastyka, występy muzyczne, artystyczne, pokazy w planetarium czy quizy w pubie. Pisząc z pamięci, jestem przekonany, że wymieniając, pominąłem jakąś część atrakcji.

Moim kolegom przy stole powiedziałem, że tym odpoczynkiem w kabinie byłem wręcz zmęczony, czytając tą całą broszurę. Interesowało mnie tak wiele! Roześmiali się i powiedzieli do mnie tak – „Cunard robi to od 170 lat, naprawdę wiedzą, jak zadbać o pasażera”. Mogę obecnie z pełną pokorą to zdanie potwierdzić.

W praktyce, korzystałem z opisywanych w gazetce atrakcji dość selektywnie, bo nie jest się w stanie skorzystać ze wszystkiego. Dla mnie najbardziej przyjemnym czasem były wieczory, gdy chodziłem do Chart Room czy Sali Balowej, gdzie słuchałem fantastycznego jazzu na żywo – prywatnie jestem wielkim fanem takiej muzyki, a nawet we współczesnych jazzowych klubach (o ile mamy jakiekolwiek w swoim mieście w Polsce) trudno usłyszeć tak dobre klasyczne wykonania.

Kiedyś, wiele lat temu, chodziłem na zajęcia z tańca. Latino nigdy nie przypadało mi do gustu, najbardziej podobały mi się standardy. Ktoś wtedy mnie retorycznie zapytał: „Stary, gdzie Ty zatańczysz walca”. Lekko zmieszany, nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Dziś odpowiedziałbym: „jak to gdzie, na statku”. Otóż, tak, na statku się tańczy. I to w szczególności tańce standardowe. To wyjątkowe, estetyczne doznania. Takich par pasażerów jest co najmniej kilkanaście. Dużą rolę odgrywają też w Sali Balowej tzw. Dancing Hosts, czyli osoby które wyglądają na pasażerów (są ubrani po cywilnemu), ale w gruncie rzeczy pracują na statku. To panowie i panie, którzy są tancerzami – i mogą zaoferować taniec samotnie podróżującej kobiecie czy mężczyźnie, czy osobie, która ma nietańczącego partnera. Można z nimi także udać się na inne rozrywki na statku, wyłącznie towarzysko i bez podtekstów. W swoich kontraktach z Cunardem mają twardo zapisane nieprzekraczanie barier prywatności i jest to bardzo sztywno przestrzegane.

Miłym wspomnieniem z rejsu jest dla mnie patrzenie na pary, umiejące pięknie tańczyć przy muzyce na żywo. Patrząc na powyższe zdjęcie, należy przyznać, że osoby ubrane są elegancko, choć wieczór miał charakter nieformalny. Z zakresu innych rozrywek, spróbowałem swoich sił w szermierce, uczestniczyłem w kilku wykładach – w tym bardzo ciekawym spotkaniu z Kapitanem, który w formie prezentacji opowiadał o dowodzeniu jednostką, chodziłem także na koncerty odbywające się w sali teatralnej i oglądałem układy gwiazd w planetarium w trakcie interesującego pokazu.

Jeśli pasażer nie przepada za aktywnymi rozrywkami, zawsze może się udać do wspaniale wyposażone biblioteki, mającej prawie 10.000 pozycji literaturowych. Biblioteka umieszczona jest w w przedniej części statku, skąd z okien przepięknie widać dziób i fale oceanu. W trakcie swojej wizyty na pokładzie statku, miejsce to odwiedziła Królowa Elżbieta II.

Kiedy podszedłem do regału z pozycjami marynistycznymi, stojąc w tym samym miejscu, co komodor z Królową, wpadła mi w ręce książka… napisana właśnie przez Rona Warwicka, o jego statku Queen Elizabeth 2. Cóż za niesamowity zbieg okoliczności, skoro jeszcze o tym statku osobiście wymieniliśmy zdanie w przeddzień w Southampton. Znów moja mała historia zatoczyła koło. Przedmowę do książki ciekawie napisał mąż Królowej, Książę Edynburga.

Biblioteka znajduje się w przedniej części statku, w sekcji pod mostkiem kapitańskim. Nad nią jest „Commodore club”, z równie pięknym widokiem. Miejsce można określić jako coś pomiędzy pubem, drink barem i restauracją. Nad barem w klubie znajdował się piękny model statku. Jest to miejsce, które też nazwałbym jednocześnie eleganckim ale i nieformalnym zarazem. Są tam bardzo wygodne fotele i przestrzeń, pozwalająca na wyciszenie ale także i swobodną konwersację. Można zamawiać różnego typu drinki i drobne przekąski. Doskonałym dodatkiem jest oczywiście muzyka na żywo. Gdy zachodzi słońce, zasuwane są rolety w oknach, by światło z wnętrza nie rozpraszało widoku z mostku kapitańskiego powyżej. My chodziliśmy tam na piwo 🙂

O kolejnych chwilach, przywitaniu przez Kapitana i pierwszym formalnym wieczorze na Queen Mary 2 już za kilka dni na blogu 😊

RSS
Facebook
YOUTUBE